Legia Warszawa w tym sezonie zbyt często gra na styk i nie potrafi zabić meczu. Edward Iordanescu mówi, że woli wygrać 1:0 niż po szalonym meczu i z Pogonią to mu się udało. Ale kibic oglądający mecz wie, że przeciwko tak słabej Pogoni powinno paść więcej goli dla Wojskowych.
Gdyby to jeszcze było tak, że kadra nie została wzmocniona, że przespano letnie okienko. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Ba, to było jedno z najlepszych okienek transferowych Legii od lat. Michał Żewłakow nie wahał się sięgnąć do kieszeni i jako dyrektor sportowy wraz z Fredim Bobiciem spisali się naprawdę rewelacyjnie, ściągając uznane polskie nazwiska jak Damian Szymański, czy młody i utalentowany Kacper Urbański. Ściągnął również do ataku Miletę Rajovicia czy Noaha Weißhaupta.
Legia otwiera wynik po karnym
I już w trzeciej minucie te dwa ostatnie letnie nabytki zrobiły bramkę. Najpierw Noah Weisshaupt swoim minięciem sprowokował głupo faul Musy Juwary. Do jedenastki podszedł Mileta Rajović, który pokonał Valentina Cojocaru.
Niemiec był chyba jedną z jaśniejszych postaci gospodarzy. Na prawej stronie z uporem maniaka uprzykrzał życie obronie Dumy Pomorza. To na nim był karny, to po faulu na nim zarobił kartkę Marian Huja. W większości akcji to właśnie skrzydłowy miał w tym swój udział.
Noah jak narazie najlepszy na boisku. Dobre dryblingi, groźny strzał. W perspektywie drugiej połowy i następnych spotkań wydaje się, że może on urosnąć do mianą najlepszego skrzydłowego. Krasniqi bardzo poprawnie. Brawo 👏 #LEGPOG
— Filip (L)ewandowski (@Lewy_Legionista) September 28, 2025
Pragmatyzm, który może Legię drogo kosztować
I gdy zdawało się, że w tym meczu wreszcie będzie trochę więcej goli, to zaczął wychodzić największy mankament stołecznego zespołu – pragmatyzm. Legia podobnie jak z Jagą, zyskiwała przewagę, podchodziła wyżej do pressingu. Metodycznie zamykała szczecinian, ale to też nie było tak, że goście wybijali tylko piłkę z własnej szesnastki. Brakowało konkretów – poza karnym świetną szansę miał Kapustka (zmarnował) oraz Damian Szymański (obronił Cojocaru). To właśnie dzięki rumuńskiemu golkiperowi Pogoń mogła jeszcze marzyć o wywiezieniu z Łazienkowskiej korzystnego rezultatu.
Irytować też mogło po raz kolejne niewykorzystywanie atutów duńskiego napastnika. Wszyscy wiedzą, że Mileta Rajović musi mieć serwis w postaci dośrodkowań. Czy Legia wykorzystuje atut tej wysokiej dziewiątki? A gdzie tam. Nawet gdy ktoś pokusił się o wrzutkę, to albo za krótka, albo za niska, albo totalnie niecelna…
Przy 3:0 można trochę odpuścić, ale nie przy 1:0
Mimo optycznej przewagi zdarzało im się w pierwszej połowie obciąć, przez co rywal dochodził do swoich sytuacji, które mogły zakończyć się bramką. Kapuadi dał się minąć jak dziecko, ale po podaniu Grosickiego Molnar nie trafił piętką. W okolicach 40. minuty Juwara mógł zmazać częściowo winę, ale jego wolej z 6-7 metra był mocno niecelny. Tuż pod koniec pierwszej połowy Musa Juwara zyskał miejsce w środku, ale zbyt późno podał do Adriana Przyborka, który jeszcze na wślizgu próbował strzelać, z marnym skutkiem.
Gdyby jeszcze to było tak, że Legia prowadzi 3:0 albo 4:0, pewnie nigdy by na to nie zwrócił uwagi. Jednak w związku z tym, że w Warszawie ich wyniki są zwykle na granicy utraty punktów, to każda taka niebezpieczna sytuacja u rywala powoduje palpitację serca kibica Legii.
Nuda, nuda, nuda…
A co powiemy o drugiej połowie? Cóż, o ile w pierwszej połowie Legia faktycznie kontrolowała boiskowe wydarzenia, tak w drugiej nie zrobiła praktycznie NIC, aby zamknąć ten mecz. Pogoń poza króciutkimi chwilami prezentowała się mizernie. I jedni, i drudzy zaczęli pozorować grę, przez co tempo meczu doszczętnie siadło. Nikt nie miał pomysłu na sforsowanie zasieków rywala, dlatego częstym elementem było zagranie do bramkarza.
Wreszcie zrobiło się ciekawiej w 76. minucie, gdy po kornerze Pankov główką obił słupek. Jeszcze pod koniec meczu po złym wybiciu Cojocaru szczęścia spróbował zawodnik gospodarzy, ale nieskutecznie.
Trenerzy przeprowadzali zmiany, ale i one nie wniosły oczekiwanej poprawy gry. Legia kontrolowała spokojnie każdy aspekt gry, a i tak tylko prowadzili jedna bramką. Nie rozumiemy postawy Legii w drugiej połowie o tyle, że Pogoń była BEZNADZIEJNA. Serio, tam nie kleiło się nic. Bezradni, bez pomysłu, no nic tylko sieknąć kilka goli. Gospodarze trochę pecha mieli, ale Cojocaru od pewnego momentu nie musiał się już zbytnio gimnastykować jak w pierwszych 45. minutach.
Odnoszę wrażenie, że Edward Iordanescu nie potrafi zarządzać meczem.
Czemu wpuszcza Urbańskiego na skrzydło zamiast dać go do środka, zamiast bezbarwnego Kapustki.
Kompletnie tego nie rozumiem…#LEGPOG
— Karol Tyniec (@karoltyniec369) September 28, 2025
Legia ze zwycięstwem, ale znów było na styk do ostatniej minuty
Oj mocno się cieszyliśmy, gdy sędzia Myć zagwizdał po raz ostatni. Tym razem Legia Warszawa wygrywa, ale znów na styku, bo 1:0. Nie wiemy jak Wy, ale my nie mamy stuprocentowej pewności, że gdyby nie było karnego, to i tak by wygrali. Niby szans trochę mieli, ale czy jednak ten pragmatyzm, ta flegmatyczność w przyspieszeniu ataku nie kosztowałaby ich kolejnych punktów?
Edward Iordanescu woli podobno wygrywać 1:0 niż 4:2 czy 5:3, ale Panie Trenerze, czasem warto wygrać więcej niż jednym golem i dać trochę więcej radości kibicom na stadionie.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE ZNAJDZIECIE TUTAJ, A m.in.: